The Quanta Series to jedenaście piosenek, które powstawały przez siedem lat. Bardzo długi czas, ale w tym przypadku nie daje się tego odczuć. Debiutancka płyta KÁRYYN, amerykańskiej wokalistki o korzeniach armeńsko-syryjskich jest bardzo zróżnicowana, ale też spójna. Blisko 50 minut smutku, emocjonalnego obnażenia, na który nie każdy potrafi sobie pozwolić. Młoda artystka zachwyciła Björk, która widzi w niej swoją następczynię, a nawet przyznaje się do inspiracji jej twórczością, a także Saschę Ringa, który zaprosił ją na kilka wspólnych koncertów z jego solowym projektem Apparat.
I właśnie na żywo najlepiej zacząć swoją przygodę z KÁRYYN. Polska publiczność miała okazję w tym roku widzieć ją dwukrotnie – na Tauron Nowa Muzyka i Halfway Festival. W Katowicach wystąpiła na kameralnej scenie NOSPR. Skromna, jakby lekko wystraszona, po przejmującym, mrocznym intrze rozpoczęła swój koncert. Elektroniczna, avantpopowa muzyka była jedynie podkładem do tego, co działo się z samą artystką. Ekshibicjonistyczny i bardzo angażujący słuchacza performance, niosący ze sobą gigantyczny ładunek smutku, emocji wydobywających się prosto z jej wnętrza. W tym było 100% prawdy. To jak i o czym śpiewała szło prosto z trzewi. Żadnego fałszu. Katharsis. Po występie KÁRYYN wiele osób wstało ze swoich miejsc bijąc jej brawo. Dostała ogromną owację. Wydawało się, że jest wystraszona. Ukłoniła się, szepnęła thank you i uciekła.